środa, 11 września 2013

225.

Codziennie uciekam od siebie.
Wytrwale, godzina po godzinie, szukam namiastki zajęcia, żeby móc powiedzieć sobie: "Widzisz przecież, że nie mam dla ciebie czasu".
Codziennie zasypiam rozczarowana, codziennie tęsknie za sobą.

wtorek, 10 września 2013

224.

Nieistnienie wcale nie oznacza ciszy i spokoju.
Jest lękiem rozsnutym bez końca poza światem.
Jest niepokojem drżącym w próżni.
Jest strachem biegnącym wciąż przed siebie.
Jest krzykiem wibrującym bez odpoczynku.
Jest bólem bez przyczyny.
Nieistnienie uwodzi.
Nazywa siebie wolnością a dotykalność klatką.
Nazywa materię ograniczeniem a siebie swobodą, ciężarem a siebie lotnością. Podsuwa przed oczy codzienny schemat świtu, południa, zmierzchu i nocy. Szydzi. Obrzydza. Obiecuje. Powtarza.
Nieistnienie rzuca do walki dywizje i armie, piątą kolumnę i zastęp agitatorów.
Przymila się i przeraża, przekupuje i wiąże obietnicą.
Maluje tęcze i zasypuje popiołem.
Rozpala ogień, topi ziemię na szkło i zamraża oddechem ptaki w locie.
Nieistnienie nie ma czasu do stracenia.
Nieistnienie z całą swą potęgą nie napełni ziarenka maku wrzuconego w wilgotną ziemię.

czwartek, 5 września 2013

223.

Za morzem smutku jest rzeka. Wielka, szeroka, powolna rzeka słodkiej wody. Toczy się leniwie ponad piaskiem i mułem, odbija chmury, błękit, gwiazdy. Karmi wodorosty, trzciny, ryby, raki, komary i ważki. Nieprzejrzysta, głęboka i płytka, niewiadoma. Czasem wiatr marszczy jej powierzchnię. Zimą zamarza, latem nagrzewa się jak jezioro. Wydaje się stojąca i martwa, jednak płynie.
Rzeka nic.

środa, 4 września 2013

222.

Niewypowiedziane istnienie nie chce ułożyć się w słowa. Zalewa myśli, zasnuwa uczucia gęstą mgłą, miesza nie do rozpoznania.
Nie umie samo siebie określić. Czeka. Niespokojne, skłębione, ściśnięte w ciasnej skorupie, rozlane na piasku, wsiąka, odpływa, wraca. Irytuje. Drażni. Męczy.
Rano krzyczy, wieczorem chichocze, w ciągu dnia snuje jadowity dym. W nocy płynie szeroką rzeką, toczy kamienie i gałęzie, budzi, uderza, tarmosi.
Wygląda jak pragnienie śmierci a jest odepchniętą siłą życia.

środa, 21 sierpnia 2013

221.

Kolejny raz próbowałam coś uporządkować, cokolwiek. Przejrzałam dwie szafki. Pobieżnie, niechętnie. Przytłoczyły mnie. Setki guzików, nici, igły, zapięcia, haftki - żal wyrzucić, nie wiadomo, co z nimi zrobić. Zostawić, bo mogą się przydać, bo może kiedyś będę szyć... Skądś to znam... Stare kable, żarówki, oprawki - schowałam z powrotem. Stosy pocztówek - zwykłych, z wakacji, świątecznych i tych lepszych, w seriach, tematycznych, trochę przedwojennych. Sporo zżółkniętych, podniszczonych. Nie potrafię wyrzucić. Równie wielki stos starych kopert - te już głównie pomięte i zżółknięte, zszarzałe - też nie umiem wyrzucić.

To te koperty wiążą mnie najmocniej. Setki nienapisanych listów. Nieprzeżyte życie, ciągłe czekanie na lepsze kiedyś, na pełniejsze jutro.
Zżółknięte i wymięte marzenia. Przyszła doskonałość. Bliskość, która będzie kiedyś. Wszystko, co się nie stało. Całe pudełka...
Odziedziczyłam to. Nasiąkłam tym od małego. Teraz już nie zbieram, rzadko kupuję coś "na potem". Sporo wyrzuciłam. Nie pomogło, więzy zostały. Niewypowiedziane słowa, niedoszłe spotkania, niezrealizowane plany. Czekanie - byle już wyjść z pracy, byle wrócić do domu, byle usiąść, byle pójść spać, byle do piątku, byle do urlopu... Przespane dni, zmarnowane, stracone, zaczekane...
Czekam, aż w końcu będę inna...