środa, 21 sierpnia 2013

221.

Kolejny raz próbowałam coś uporządkować, cokolwiek. Przejrzałam dwie szafki. Pobieżnie, niechętnie. Przytłoczyły mnie. Setki guzików, nici, igły, zapięcia, haftki - żal wyrzucić, nie wiadomo, co z nimi zrobić. Zostawić, bo mogą się przydać, bo może kiedyś będę szyć... Skądś to znam... Stare kable, żarówki, oprawki - schowałam z powrotem. Stosy pocztówek - zwykłych, z wakacji, świątecznych i tych lepszych, w seriach, tematycznych, trochę przedwojennych. Sporo zżółkniętych, podniszczonych. Nie potrafię wyrzucić. Równie wielki stos starych kopert - te już głównie pomięte i zżółknięte, zszarzałe - też nie umiem wyrzucić.

To te koperty wiążą mnie najmocniej. Setki nienapisanych listów. Nieprzeżyte życie, ciągłe czekanie na lepsze kiedyś, na pełniejsze jutro.
Zżółknięte i wymięte marzenia. Przyszła doskonałość. Bliskość, która będzie kiedyś. Wszystko, co się nie stało. Całe pudełka...
Odziedziczyłam to. Nasiąkłam tym od małego. Teraz już nie zbieram, rzadko kupuję coś "na potem". Sporo wyrzuciłam. Nie pomogło, więzy zostały. Niewypowiedziane słowa, niedoszłe spotkania, niezrealizowane plany. Czekanie - byle już wyjść z pracy, byle wrócić do domu, byle usiąść, byle pójść spać, byle do piątku, byle do urlopu... Przespane dni, zmarnowane, stracone, zaczekane...
Czekam, aż w końcu będę inna...