Widzę Twoje napięcie, niepokój, lęk. Widzę Twoje półprzytomne, skołowane spojrzenie. Ręce zatykające uszy. Próbuję Ci pomóc, ochronić, rozładować, zaspokoić.
Przed hałasem ulicy można uciec do domu. Zakupy i sprawy do załatwienia można zredukować do niezbędnych. Wyłączyć radio, ściszyć dzwonek telefonu, nie zapraszać gości.
Próbuję Ci pomóc.
Przed hałasem własnych wrażeń i uczuć nie masz gdzie uciec. Patrzysz przerażonym, nierozumiejącym wzrokiem. Nikt ich za Ciebie nie oswoi, nie poukłada. Nikt za Ciebie się tego nie nauczy.
Próbuję Ci pomóc.
Ogarnia mnie zwątpienie, przytłacza bezradność. Wściekłość.
Na Ciebie.
Bo nie umiem Ci pomóc.
wtorek, 18 grudnia 2012
czwartek, 22 listopada 2012
219.
Są takie dni, kiedy nawet przytulona jesteś osobno.
Świat wokół osacza, faluje, rozciąga się, rozwarstwia, wygina w otchłanie i lodowe ściany. Patrzysz jak przez mgłę, widać, że nic nie rozumiesz.
Próbujesz chronić się tak, jak umiesz. Uciekasz w lęk, który tak długo był Twoim domem.
Mogę tylko ogarnąć Cię, ale nie zbyt mocno, żeby nie zabrać reszty powietrza.
Świat wokół osacza, faluje, rozciąga się, rozwarstwia, wygina w otchłanie i lodowe ściany. Patrzysz jak przez mgłę, widać, że nic nie rozumiesz.
Próbujesz chronić się tak, jak umiesz. Uciekasz w lęk, który tak długo był Twoim domem.
Mogę tylko ogarnąć Cię, ale nie zbyt mocno, żeby nie zabrać reszty powietrza.
218.
Są takie dni, kiedy bardziej niż zwykle potrzebujesz we mnie mocnego drzewa, skały, na którą możesz się schronić przed światem pełnym smutku, zmęczenia, rozdrażnienia. Przed samą sobą. Kiedy słowa nie wystarczą, ręka nie wystarczy, trzeba bardzo dosłownej wszechogarniającej bliskości. Spokoju, potwierdzenia, że ktoś ten chaos wokół ogarnia.
Są takie dni, kiedy nie umiem Ci tego dać.
Są takie dni, kiedy nie umiem Ci tego dać.
środa, 21 listopada 2012
217.
Trzeba być bardzo czujnym, kiedy jedno dziecko zajmuje się drugim dzieckiem.
Bardzo.
Nawet grzeczne, nad wiek poważne, mądre i odpowiedzialne dziewczynki robią czasem rzeczy, których skutki są przykre. Bardzo przykre. I łatwe do przewidzenia. Dla dorosłego.
Nie, nie wystarczy ostrzegać, zakazywać, uświadamiać, krzyczeć.
Trzeba wejść. Zabrać. Znieść protest i nie dać się zaszantażować, że to tylko na chwilę...
Bardzo.
Nawet grzeczne, nad wiek poważne, mądre i odpowiedzialne dziewczynki robią czasem rzeczy, których skutki są przykre. Bardzo przykre. I łatwe do przewidzenia. Dla dorosłego.
Nie, nie wystarczy ostrzegać, zakazywać, uświadamiać, krzyczeć.
Trzeba wejść. Zabrać. Znieść protest i nie dać się zaszantażować, że to tylko na chwilę...
piątek, 16 listopada 2012
216.
Kiedy mówisz komuś "cały mój", to masz na myśli tylko tyle, ile możesz poznać.
Nie trzeba się Ciebie bać.
Nie weźmiesz więcej, nie zagarniesz bez pozwolenia, wbrew woli, bez reszty.
Weźmiesz wszystko, na sposób dziecka, co tylko zobaczą Twoje oczy, ile tylko zdołają pomieścić Twoje ręce.
Oczy na wysokości kolan, ręce z trudem obejmujące obie nogi.
Ręce obejmujące cały świat.
Uśniesz zadowolona, syta, bezpieczna.
Może w Twoich snach pojawi się cichy dźwięk, pierwsza nuta, zwiastun innej, pełniejszej melodii. A może jeszcze nie.
Nie trzeba się bać, kiedy mówisz "cały mój".
Nie trzeba się Ciebie bać.
Nie weźmiesz więcej, nie zagarniesz bez pozwolenia, wbrew woli, bez reszty.
Weźmiesz wszystko, na sposób dziecka, co tylko zobaczą Twoje oczy, ile tylko zdołają pomieścić Twoje ręce.
Oczy na wysokości kolan, ręce z trudem obejmujące obie nogi.
Ręce obejmujące cały świat.
Uśniesz zadowolona, syta, bezpieczna.
Może w Twoich snach pojawi się cichy dźwięk, pierwsza nuta, zwiastun innej, pełniejszej melodii. A może jeszcze nie.
Nie trzeba się bać, kiedy mówisz "cały mój".
215.
Przytulasz się, ale nie wystarczam Ci dzisiaj.
Tęsknisz do innych ramion, silniejszych niż moje. Do ostrzejszego zapachu. Do głębszego śmiechu. Do głosu jednocześnie silniejszego i bardziej spokojnego. Do serca bijącego w nieco innym rytmie.
Do bardziej nieznanego, bardziej innego.
Do mieszczącego dla Ciebie więcej świata w sobie.
Tęsknisz do innych ramion, silniejszych niż moje. Do ostrzejszego zapachu. Do głębszego śmiechu. Do głosu jednocześnie silniejszego i bardziej spokojnego. Do serca bijącego w nieco innym rytmie.
Do bardziej nieznanego, bardziej innego.
Do mieszczącego dla Ciebie więcej świata w sobie.
czwartek, 15 listopada 2012
214.
Smutek krąży wokół Ciebie, ogarnia, potem odchodzi, wraca, na krótko i na dłużej, trochę i bardzo. Chwilami w nim toniesz, chwilami pływasz.
To Twój smutek.
Wolno Ci być smutną. Nieważne, że to przykre dla stojących obok. Dla wrażliwych przechodniów.
Nikt, nikt nie ma prawa powiedzieć Ci "nie wolno". Nie ma żadnego "uśmiechnij się" ani "przecież wszystko dobrze", a zwłaszcza nie ma "co Ty możesz mieć za powód" albo "powód to będziesz mieć, kiedy...". Nie ma obwiniania i manipulowania, dobrych rad i kazań.
Nie ma. Nikomu nie pozwolę, żeby tak Cię potraktował.
Ten smutek jest Twój, tak jak Twoja radość jest Twoja.
Będę, przytulę, zaśpiewam. Poczekam.
Smutek jest jak może, fala za falą, pora przypływu i pora odpływu.
Smutek daje wytchnienie.
To Twój smutek.
Wolno Ci być smutną. Nieważne, że to przykre dla stojących obok. Dla wrażliwych przechodniów.
Nikt, nikt nie ma prawa powiedzieć Ci "nie wolno". Nie ma żadnego "uśmiechnij się" ani "przecież wszystko dobrze", a zwłaszcza nie ma "co Ty możesz mieć za powód" albo "powód to będziesz mieć, kiedy...". Nie ma obwiniania i manipulowania, dobrych rad i kazań.
Nie ma. Nikomu nie pozwolę, żeby tak Cię potraktował.
Ten smutek jest Twój, tak jak Twoja radość jest Twoja.
Będę, przytulę, zaśpiewam. Poczekam.
Smutek jest jak może, fala za falą, pora przypływu i pora odpływu.
Smutek daje wytchnienie.
sobota, 29 września 2012
213.
Tak lubię, kiedy jesteś tutaj. Nie obok, nie w swoim świecie, nie za murem.
Tutaj.
To trudne. Trzeba znieść tyle pomieszanych, nienazywalnych uczuć. Trzeba znieść marudność, ból głowy, napięcie, bezradność. Trzeba znieść zmienność, samotność, nudę, ból.
Tutaj. Warto.
Można powoli nauczyć się radości.
Tutaj.
To trudne. Trzeba znieść tyle pomieszanych, nienazywalnych uczuć. Trzeba znieść marudność, ból głowy, napięcie, bezradność. Trzeba znieść zmienność, samotność, nudę, ból.
Tutaj. Warto.
Można powoli nauczyć się radości.
piątek, 21 września 2012
212.
Tęsknota jest prawdziwa. Nierelatywna. To nic, że minie. To nic, że da się wytłumaczyć, że przecież rozumiesz, że...
Nie! Teraz, tutaj, w tej chwili tęsknota jest ogromna. Ściska gardło, tamuje oddech, wyciska łzy, kurczy żołądek, przechodzi dreszczem przez całe ciało.
Kiedyś - może za chwilę, ale jednak kiedyś - znajdzie ukojenie. Na razie jest tęsknota. Brak. Wyrwa w istnieniu.
Prawdziwe, wielkie cierpienie.
Kochanie!
Nie! Teraz, tutaj, w tej chwili tęsknota jest ogromna. Ściska gardło, tamuje oddech, wyciska łzy, kurczy żołądek, przechodzi dreszczem przez całe ciało.
Kiedyś - może za chwilę, ale jednak kiedyś - znajdzie ukojenie. Na razie jest tęsknota. Brak. Wyrwa w istnieniu.
Prawdziwe, wielkie cierpienie.
Kochanie!
czwartek, 20 września 2012
211.
Idzie jesień. Rano szaro, ciemno i pada. Popołudniu ostre słońce i zimny wiatr.
Niepokój. Niepokój przyrody wokół, lęk przed zmianą. Przed śmiercią, usychaniem, więdnięciem.
Ty też to czujesz. Jesteś taka malutka a już boisz się zwiędnąć.
Bardzo się boisz.
Każda chwila bez fizycznej bliskości otwiera przed Tobą otchłań nieznanego, zmiennego świata, coraz zimniejszego. Płaczesz, bo nie rozumiesz. Rozpaczliwie tęsknisz do ciepła dotyku, który Ci to nowe oswoi, do znanego rytmu serca, który Ci powie, że to nowe jest bezpieczne, do zapachu, zbuduje wokół Ciebie przestrzeń obecności.
Kochana, wciąż tego potrzebujesz.
Inaczej lęk się w Tobie zadomowi, ogarnie, przesiąknie, podbarwi każdy obraz i dźwięk.
Przytul się, żeby mrok Cię nie ogarnął.
Niepokój. Niepokój przyrody wokół, lęk przed zmianą. Przed śmiercią, usychaniem, więdnięciem.
Ty też to czujesz. Jesteś taka malutka a już boisz się zwiędnąć.
Bardzo się boisz.
Każda chwila bez fizycznej bliskości otwiera przed Tobą otchłań nieznanego, zmiennego świata, coraz zimniejszego. Płaczesz, bo nie rozumiesz. Rozpaczliwie tęsknisz do ciepła dotyku, który Ci to nowe oswoi, do znanego rytmu serca, który Ci powie, że to nowe jest bezpieczne, do zapachu, zbuduje wokół Ciebie przestrzeń obecności.
Kochana, wciąż tego potrzebujesz.
Inaczej lęk się w Tobie zadomowi, ogarnie, przesiąknie, podbarwi każdy obraz i dźwięk.
Przytul się, żeby mrok Cię nie ogarnął.
środa, 19 września 2012
210.
Taka jesteś mała i tak bardzo dziecinna.
Trzeba się domyślić, czego potrzebujesz, żeby Ci to dać.
Trzeba się domyślić, co czujesz i nazwać to dla Ciebie.
Trzeba.
Twoja bezradność wobec świata w Tobie i świata wokół wzrusza.
Mogłaby złościć, drażnić, ale wzrusza.
Porusza serce. Porusza myśli. Uruchamia uczucia i kojarzenie. Rozwija intuicję. Współodczuwanie.
Uczy niedoskonałości. Uczy zgody na błędy i ich skutki. Niezrozumienia. Osobności.
Kocham Cię!
Trzeba się domyślić, czego potrzebujesz, żeby Ci to dać.
Trzeba się domyślić, co czujesz i nazwać to dla Ciebie.
Trzeba.
Twoja bezradność wobec świata w Tobie i świata wokół wzrusza.
Mogłaby złościć, drażnić, ale wzrusza.
Porusza serce. Porusza myśli. Uruchamia uczucia i kojarzenie. Rozwija intuicję. Współodczuwanie.
Uczy niedoskonałości. Uczy zgody na błędy i ich skutki. Niezrozumienia. Osobności.
Kocham Cię!
niedziela, 9 września 2012
209.
Masz prawo czuć się samotna i opuszczona.
Nawet teraz, nawet przytulona i zaopiekowana.
Tak, może się tak zdarzyć, że nie będziesz umiała przyjąć, że uczucia w Tobie, cały lęk i ból, podniosą się tak, tak Cię wypełnią, że zaleją całe teraz. Może się zdarzyć tak, że pustka i poczucie nieistnienia, i całe płynące z nich przerażenie staną się znowu teraz. Może tak być, że nawet utuloną zaleje Cię samotność, że pomimo mocnych ramion wokół poczujesz wokół siebie otchłań nieskończonej przestrzeni bez oparcia.
I może się zdarzyć tak, że nie będziesz chciała żyć, że będziesz płakać i tęsknić za nieistnieniem, że poczujesz, że lepiej umrzeć raz niż po kawałku, niż tak się strasznie bać.
To wszystko może się zdarzyć.
Ma prawo.
To nie jest dziwne, to nie choroba ani chorobliwe przewrażliwienie.
To Twoja prawdziwa historia. Twoja pamięć.
Trzeba dużo czasu. Nieskończenie dużo czasu na przytulenie nieskończonego lęku.
Nawet teraz, nawet przytulona i zaopiekowana.
Tak, może się tak zdarzyć, że nie będziesz umiała przyjąć, że uczucia w Tobie, cały lęk i ból, podniosą się tak, tak Cię wypełnią, że zaleją całe teraz. Może się zdarzyć tak, że pustka i poczucie nieistnienia, i całe płynące z nich przerażenie staną się znowu teraz. Może tak być, że nawet utuloną zaleje Cię samotność, że pomimo mocnych ramion wokół poczujesz wokół siebie otchłań nieskończonej przestrzeni bez oparcia.
I może się zdarzyć tak, że nie będziesz chciała żyć, że będziesz płakać i tęsknić za nieistnieniem, że poczujesz, że lepiej umrzeć raz niż po kawałku, niż tak się strasznie bać.
To wszystko może się zdarzyć.
Ma prawo.
To nie jest dziwne, to nie choroba ani chorobliwe przewrażliwienie.
To Twoja prawdziwa historia. Twoja pamięć.
Trzeba dużo czasu. Nieskończenie dużo czasu na przytulenie nieskończonego lęku.
czwartek, 23 sierpnia 2012
208.
Było dobrze. Cały dzień - dość dobrze, dobrze, bardzo dobrze. Ogólnie dobrze.
Wieczorem też.
Aż do chwili, kiedy zrobiło się źle.
Tak źle, że ten dobry dzień wydaje się nierzeczywisty.
Głupio źle. Wszechogarniająco. Niby nie.
Nie mam siły...
Wieczorem też.
Aż do chwili, kiedy zrobiło się źle.
Tak źle, że ten dobry dzień wydaje się nierzeczywisty.
Głupio źle. Wszechogarniająco. Niby nie.
Nie mam siły...
środa, 22 sierpnia 2012
207.
Patrzysz w chmury. Obserwujesz. Długo, bez ruchu, z takim smutnym wyrazem na buzi.
Chmury są dzisiaj wyjątkowo piękne, różnorodne, bogate, zmienne.
O czym myślisz, co się w Tobie dzieje?
Może chciałabyś tam się znaleźć, w innym świecie, dalekim, swobodnym? Tak dalekim, że już nie trzeba płacić poddaństwem za chwilę bliskości i śmiechu.
Staję na palcach i przyciągam dla Ciebie ten świat na wyciągnięcie ręki.
Nie rozpoznajesz go, bo i skąd.
Ulotny i wytęskniony, przeczuty i niedookreślony różni się bardzo od dotykalnego. Musisz się oswoić.
Chmury są dzisiaj wyjątkowo piękne, różnorodne, bogate, zmienne.
O czym myślisz, co się w Tobie dzieje?
Może chciałabyś tam się znaleźć, w innym świecie, dalekim, swobodnym? Tak dalekim, że już nie trzeba płacić poddaństwem za chwilę bliskości i śmiechu.
Staję na palcach i przyciągam dla Ciebie ten świat na wyciągnięcie ręki.
Nie rozpoznajesz go, bo i skąd.
Ulotny i wytęskniony, przeczuty i niedookreślony różni się bardzo od dotykalnego. Musisz się oswoić.
sobota, 11 sierpnia 2012
206.
Halo, czy ktoś tu rządzi?
Wygląda, że Ty. Rozpierdziel na całego. Dzień stoi na głowie. Tydzień też. Cały świat.
Rano Cię jakoś ogarniam, z trudem, z płaczem. Chwilę jest dobrze. Lato. Niebo. Mirabelki, jabłka. Bułka z jogurtem. Potem już robi się źle. Coraz gorzej, aż do wieczora. Kulminacyjna jazda bez kontroli. Codziennie mówię, że jutro będzie dobrze. Nie jest.
Rządzisz. Nie wydajesz się szczęśliwa.
Dla Twojego bezpieczeństwa potrzeba, żeby ktoś to ogarnął.
Ktoś czyli ja. Nie ma innych chętnych.
Zostaję sama na placu boju. O zachodzie słońca. Mizerna wojowniczka na przeciw wirującej trąby powietrznej. Oby się okazało, że ten film ma standardowy scenariusz. Proszę, żadnego nowatorskiego burzenia schematów. Proszę, niech będzie patetyczny finał, dzika siła przemieniona w pokorne źródło energii dla twórczych i konstruktywnych działań.
Wygląda, że Ty. Rozpierdziel na całego. Dzień stoi na głowie. Tydzień też. Cały świat.
Rano Cię jakoś ogarniam, z trudem, z płaczem. Chwilę jest dobrze. Lato. Niebo. Mirabelki, jabłka. Bułka z jogurtem. Potem już robi się źle. Coraz gorzej, aż do wieczora. Kulminacyjna jazda bez kontroli. Codziennie mówię, że jutro będzie dobrze. Nie jest.
Rządzisz. Nie wydajesz się szczęśliwa.
Dla Twojego bezpieczeństwa potrzeba, żeby ktoś to ogarnął.
Ktoś czyli ja. Nie ma innych chętnych.
Zostaję sama na placu boju. O zachodzie słońca. Mizerna wojowniczka na przeciw wirującej trąby powietrznej. Oby się okazało, że ten film ma standardowy scenariusz. Proszę, żadnego nowatorskiego burzenia schematów. Proszę, niech będzie patetyczny finał, dzika siła przemieniona w pokorne źródło energii dla twórczych i konstruktywnych działań.
wtorek, 7 sierpnia 2012
205.
Tęsknota budzi się pierwsza. Właściwie chyba nie spała wcale.
Otwierasz oczy i smutny sen nie znika. Jest jasno, jednak półmrok nie rozprasza się do końca.
Zwijasz się w kłębek i płaczesz.
Później znowu białe żyrafy galopują po jasnym niebie aż nadejdzie wieczór. Ich sierść zalśni na chwilę ogniście w blasku zachodzącego słońca i znowu stanie się mleczna. Będą galopować dalej w granatowej, letniej ciemności. Spod ich kopyt posypie się srebrzysty pył i zatańczy wokół. Pogalopują dalej i dalej, wyżej, aż staną się inne.
W Twoim rozmarzonym wzroku jest dzisiaj. Nie przed-jutro napięte w oczekiwaniu. Tęsknota też jest dzisiaj.
Otwierasz oczy i smutny sen nie znika. Jest jasno, jednak półmrok nie rozprasza się do końca.
Zwijasz się w kłębek i płaczesz.
Później znowu białe żyrafy galopują po jasnym niebie aż nadejdzie wieczór. Ich sierść zalśni na chwilę ogniście w blasku zachodzącego słońca i znowu stanie się mleczna. Będą galopować dalej w granatowej, letniej ciemności. Spod ich kopyt posypie się srebrzysty pył i zatańczy wokół. Pogalopują dalej i dalej, wyżej, aż staną się inne.
W Twoim rozmarzonym wzroku jest dzisiaj. Nie przed-jutro napięte w oczekiwaniu. Tęsknota też jest dzisiaj.
niedziela, 5 sierpnia 2012
204.
Świat wokół wydaje Ci się otchłanią, groźnym, ciemnym wirem, wrogim chaosem. Zamykasz oczy, ale on przenika przez skórę natłokiem wrażeń. Wyświetla się karykaturalnie od wewnątrz zaciśniętych powiek. Wprawia myśli i emocje w dziki taniec. Nie masz gdzie uciec. Nie masz w sobie schronienia. Boisz się. Lęk Cię ogarnia i zalewa. Przepływa przez Ciebie, wypłukuje ostatnie jasne myśli. Nie wiem, co powiedzieć. Wobec takiego świata niebycie wydaje się upragnionym wytchnieniem.
Nie dziwię się. I nie mogę się na to zgodzić.
Nie dziwię się. I nie mogę się na to zgodzić.
203.
Brakuje mi sił.
Przytulić, nosić, uspokajać, być.
Śmiejesz się, wydaje się, że to dobry dzień. Odwracam się na chwilę i słyszę płacz. Rozpaczliwe zawodzenie. Widzę bezradną kupkę nieszczęścia. Nie, nie wiem o co chodzi. Domyślam się. Zgaduję. Nawet jeżeli trafnie, nic to nie zmienia. Wykończona emocjami szmaciana lalka przygniata mnie swoim bezwładnym ciężarem.
Kocham Cię, ale brakuje mi sił.
Przytulić, nosić, uspokajać, być.
Śmiejesz się, wydaje się, że to dobry dzień. Odwracam się na chwilę i słyszę płacz. Rozpaczliwe zawodzenie. Widzę bezradną kupkę nieszczęścia. Nie, nie wiem o co chodzi. Domyślam się. Zgaduję. Nawet jeżeli trafnie, nic to nie zmienia. Wykończona emocjami szmaciana lalka przygniata mnie swoim bezwładnym ciężarem.
Kocham Cię, ale brakuje mi sił.
środa, 4 lipca 2012
202.
Masz wystraszone oczy, niepewne.
Sama dla siebie czujesz się obca.
Trzeba Cię przytulić, przeczekać niezręczną sztywność.
Głaskać, aż odnajdziesz drogę do siebie.
Sama dla siebie czujesz się obca.
Trzeba Cię przytulić, przeczekać niezręczną sztywność.
Głaskać, aż odnajdziesz drogę do siebie.
wtorek, 3 lipca 2012
201.
Nie umiem napisać, jaka jest Twoja tęsknota.
Nie umiem opowiedzieć Twojego braku.
Puste miejsce sięgające do korzeni, do samego środka, tam, gdzie już się nie da zrozumieć.
Wyrwa, przez którą wycieka życie.
Miejsce śmierci.
Żyjesz cudem.
Nie umiem opowiedzieć Twojego braku.
Puste miejsce sięgające do korzeni, do samego środka, tam, gdzie już się nie da zrozumieć.
Wyrwa, przez którą wycieka życie.
Miejsce śmierci.
Żyjesz cudem.
200.
To wraca jak refren. Robisz się cicha, zapatrzona gdzieś do środka. Nieruchoma.
Przytulam Cię mocno ale ostrożnie. Już wiem, to tęsknota tak boli.
Nienasycona, nieutulona. Musi minąć.
Czekam.
Wracasz słaba i zmęczona.
Przez chwilę patrzysz jak byś rozumiała nawet to, czego zrozumieć się nie da.
Potem szukasz kubeczka w ulubiony wzorek.
Przytulam Cię mocno ale ostrożnie. Już wiem, to tęsknota tak boli.
Nienasycona, nieutulona. Musi minąć.
Czekam.
Wracasz słaba i zmęczona.
Przez chwilę patrzysz jak byś rozumiała nawet to, czego zrozumieć się nie da.
Potem szukasz kubeczka w ulubiony wzorek.
poniedziałek, 2 lipca 2012
199.
Twój nienasycony głód rządzi Tobą.
Domagasz się, wymuszasz. Jak Ci zabronić, kiedy cała drżysz. Musisz to mieć. Teraz. Natychmiast. Bo inaczej świat się skończy, bo bez tego w tej chwili natychmiast umrzesz.
Nie ogarniam.
Nie panuję.
Odpuszczam.
Od jutra będę stanowcza.
Od jutra spróbuję dać Ci to, czego naprawdę potrzebujesz.
Od jutra pomogę Ci zrozumieć, co się z Tobą dzieje.
Od jutra...
Domagasz się, wymuszasz. Jak Ci zabronić, kiedy cała drżysz. Musisz to mieć. Teraz. Natychmiast. Bo inaczej świat się skończy, bo bez tego w tej chwili natychmiast umrzesz.
Nie ogarniam.
Nie panuję.
Odpuszczam.
Od jutra będę stanowcza.
Od jutra spróbuję dać Ci to, czego naprawdę potrzebujesz.
Od jutra pomogę Ci zrozumieć, co się z Tobą dzieje.
Od jutra...
198.
Trzeba dużo czasu.
Siedzieć i trzymać Cię przytuloną, ukrytą.
Kołysać, głaskać. Opowiadać historie. Śpiewać.
Bardzo, bardzo dużo czasu.
Codziennie od nowa.
Siedzieć i trzymać Cię przytuloną, ukrytą.
Kołysać, głaskać. Opowiadać historie. Śpiewać.
Bardzo, bardzo dużo czasu.
Codziennie od nowa.
197.
Odsuwasz się i chowasz. Uciekasz. Odpychasz. Krzyczysz. Niszczysz wszystko, co uda Ci się znaleźć blisko siebie.
Widocznie nikt nie słyszał, kiedy mówiłaś "potrzebuję".
Widocznie nikt nie słyszał, kiedy mówiłaś "potrzebuję".
czwartek, 28 czerwca 2012
196.
Odsłaniam okno.
Na poszarzałej podłodze rysuje się wyraźny prostokąt ostrego światła i drżące cienie liści w narożniku.
Patrzysz przestraszona, uciekasz do kąta, siadasz twarzą do ściany.
Czekam.
Tak bardzo potrzebujesz słońca i tak bardzo się go boisz.
Czekam. Siadam obok Ciebie. Moje palce biegną po podłodze. Są konikiem. Podnosisz głowę, przyglądasz się. Po chwili wahania trzy koniki biegają razem. Śmiejesz się. Koniki bawią się razem i teraz są już pieskami. Pieski obwąchują jaskrawy prostokąt. Jeden nieśmiało wchodzi na środek, inne za nim, gonią się, łapią i przewracają aż się zmęczą i głośno sapią z wywalonymi językami.
Dwa koty grzeją się w słońcu, przytulone.
Robisz się senna, śpiewam Ci cicho. Cienie liści tańczą na Twoim gładkim policzku.
Na poszarzałej podłodze rysuje się wyraźny prostokąt ostrego światła i drżące cienie liści w narożniku.
Patrzysz przestraszona, uciekasz do kąta, siadasz twarzą do ściany.
Czekam.
Tak bardzo potrzebujesz słońca i tak bardzo się go boisz.
Czekam. Siadam obok Ciebie. Moje palce biegną po podłodze. Są konikiem. Podnosisz głowę, przyglądasz się. Po chwili wahania trzy koniki biegają razem. Śmiejesz się. Koniki bawią się razem i teraz są już pieskami. Pieski obwąchują jaskrawy prostokąt. Jeden nieśmiało wchodzi na środek, inne za nim, gonią się, łapią i przewracają aż się zmęczą i głośno sapią z wywalonymi językami.
Dwa koty grzeją się w słońcu, przytulone.
Robisz się senna, śpiewam Ci cicho. Cienie liści tańczą na Twoim gładkim policzku.
środa, 27 czerwca 2012
195.
Przynoszę Ci kwiaty. Układam na podłodze wzorki. Niebieskie i żółte. Kwiaty późnej wiosny i wczesnego lata.
Patrzysz, dotykasz, przekładasz.
Potem nagle rozrzucasz, odwracasz głowę, płaczesz głośno.
Już wiem, tak szybko więdną zerwane.
Przytul się.
Patrzysz, dotykasz, przekładasz.
Potem nagle rozrzucasz, odwracasz głowę, płaczesz głośno.
Już wiem, tak szybko więdną zerwane.
Przytul się.
wtorek, 26 czerwca 2012
194.
Potem, kiedy już będziesz gotowa, trzeba bardzo uważać.
Nie popychać Cię, nie przynaglać. Nie zatrzasnąć drzwi za Tobą.
Sprzątnąć, zetrzeć kurz, uporządkować, ale nie zbyt szybko, nie na raz.
Pomalować ściany - najpierw na biało.
Potem - potem będzie można w kwiaty, w drzewa, w żyrafy a sufit w chmury.
Potem będzie można otworzyć szeroko okna, powiesić firanki, żeby powiewały.
Postawić nowe meble, przynieść kwiaty, książki, kredki.
Potem będzie można przejrzeć stare zabawki, pozwolić Ci zdecydować, które da się naprawić.
Potem - kiedy powietrze zawibruje od śmiechu.
Nie popychać Cię, nie przynaglać. Nie zatrzasnąć drzwi za Tobą.
Sprzątnąć, zetrzeć kurz, uporządkować, ale nie zbyt szybko, nie na raz.
Pomalować ściany - najpierw na biało.
Potem - potem będzie można w kwiaty, w drzewa, w żyrafy a sufit w chmury.
Potem będzie można otworzyć szeroko okna, powiesić firanki, żeby powiewały.
Postawić nowe meble, przynieść kwiaty, książki, kredki.
Potem będzie można przejrzeć stare zabawki, pozwolić Ci zdecydować, które da się naprawić.
Potem - kiedy powietrze zawibruje od śmiechu.
193.
Nie można porwać Cię na ręce i po prostu wynieść stąd na zewnątrz, w ciepło i słońce. Przywykłaś do półmroku i chłodu. Boisz się światła, nie znasz go. Boisz się kolorów, nowych zapachów i dźwięków.
Trzeba usiąść obok. Cierpliwie być, przytulić, kołysać, cichutko śpiewać, głaskać.
Trzeba przynosić Ci liście i kwiaty, poziomki, muszelki i kamyki.
Trzeba otwierać okno, powoli odsłaniać coraz więcej świata.
Trzeba być i czekać.
Trzeba usiąść obok. Cierpliwie być, przytulić, kołysać, cichutko śpiewać, głaskać.
Trzeba przynosić Ci liście i kwiaty, poziomki, muszelki i kamyki.
Trzeba otwierać okno, powoli odsłaniać coraz więcej świata.
Trzeba być i czekać.
poniedziałek, 25 czerwca 2012
192.
Dziękuję, że pozwalasz mi wejść do Twojego świata, że pokazujesz mi ten mroczny pokój.
Dziękuję, że mogę być obok Ciebie.
Czekam. Jestem tu.
Będę tu, kiedy Ty będziesz gotowa.
Kochanie.
Dziękuję, że mogę być obok Ciebie.
Czekam. Jestem tu.
Będę tu, kiedy Ty będziesz gotowa.
Kochanie.
191.
Bierzesz mnie za rękę, prowadzisz.
Nie chcę tam iść, ale idę.
Do Twojego świata.
W półmrok i mgłę, po niepewnych kępkach trawy, ze spodziewaniem przepaści pod stopami.
Pokój jest szary, niedoświetlony, z piwnicznym okienkiem.
Na podłodze zniszczony parkiet w jodełkę.
Pusto.
Po kątach zabawki, niezdatni, martwi towarzysze.
Oblepia mnie smutek, spowalnia ruchy.
Siadam obok Ciebie na podłodze, czekam.
Jestem. Przytulam.
Nie chcę tam iść, ale idę.
Do Twojego świata.
W półmrok i mgłę, po niepewnych kępkach trawy, ze spodziewaniem przepaści pod stopami.
Pokój jest szary, niedoświetlony, z piwnicznym okienkiem.
Na podłodze zniszczony parkiet w jodełkę.
Pusto.
Po kątach zabawki, niezdatni, martwi towarzysze.
Oblepia mnie smutek, spowalnia ruchy.
Siadam obok Ciebie na podłodze, czekam.
Jestem. Przytulam.
sobota, 23 czerwca 2012
190.
Napinasz całe ciało, krzyczysz. Nie możesz wytrzymać. Naprawdę.
Tak strasznie pragniesz obecności.
Taka otchłań samotności, niebycia otwiera się w tobie.
Jak palący ogień, jak mroźny wiatr.
Tak bardzo, że jakakolwiek bliskość jest niemożliwa.
Można tylko być obok. Być może to cierpliwe czekanie jest dla Ciebie drogą powrotną.
Tak strasznie pragniesz obecności.
Taka otchłań samotności, niebycia otwiera się w tobie.
Jak palący ogień, jak mroźny wiatr.
Tak bardzo, że jakakolwiek bliskość jest niemożliwa.
Można tylko być obok. Być może to cierpliwe czekanie jest dla Ciebie drogą powrotną.
piątek, 22 czerwca 2012
189.
Patrzę z boku.
Kobieta tuli dziecko, kołysze.
Małe, skurczone, spokojne mimo płaczu. Bezpieczne.
Ona się uśmiecha, przyjmuje ten płacz, wchłania. Jest bezpiecznym domem w morzu niezrozumiałego świata. Delikatnie głaszcze wilgotne włoski dziecka, całuje.
Śpij spokojnie, kochanie.
Kobieta tuli dziecko, kołysze.
Małe, skurczone, spokojne mimo płaczu. Bezpieczne.
Ona się uśmiecha, przyjmuje ten płacz, wchłania. Jest bezpiecznym domem w morzu niezrozumiałego świata. Delikatnie głaszcze wilgotne włoski dziecka, całuje.
Śpij spokojnie, kochanie.
czwartek, 21 czerwca 2012
188.
Przezroczysta dziewczynka.
Bez tajemnic. Prześwietlona na wylot tyle razy, że w środku nic nie zostało do odkrycia.
Myśli, uczucia, marzenia uciekły przed zbyt jaskrawym światłem, przed agresywnym poznaniem.
Została powłoka lalki o niebieskich oczach. Kontur zanika, rozmywa się zagadkowo.
Tylko tak mogłaś uciec.
Bez tajemnic. Prześwietlona na wylot tyle razy, że w środku nic nie zostało do odkrycia.
Myśli, uczucia, marzenia uciekły przed zbyt jaskrawym światłem, przed agresywnym poznaniem.
Została powłoka lalki o niebieskich oczach. Kontur zanika, rozmywa się zagadkowo.
Tylko tak mogłaś uciec.
187.
Skąpię Ci mojego czasu. Obiecuję i nie dotrzymuję słowa. Bo tyle ważnych rzeczy, bo mało sił, bo potrzebuję odpocząć.
Bo jesteś mała. Bo niczym to nie grozi.
Na pewno?
Domagasz się. Udaję, że nie widzę. Emocje rosną. tracisz kontrolę, ja też.
Droga donikąd.
Miałam odpocząć.
Bo jesteś mała. Bo niczym to nie grozi.
Na pewno?
Domagasz się. Udaję, że nie widzę. Emocje rosną. tracisz kontrolę, ja też.
Droga donikąd.
Miałam odpocząć.
środa, 20 czerwca 2012
186.
Jak to możliwe, że jesteś tak bardzo daleko?
Wymykasz się, uciekasz, patrzysz w oczy obcym wzrokiem. Śmiejesz się - niewesołym, złym śmiechem. Szalejesz. Stajesz się tornadem emocji, niszczycielskim, demolującym huraganem.
Nie wiem, co zrobić. Jak to przerwać.
Czekam - na pomysł, słowo, dźwięk, który stłucze szklaną bańkę i znowu będziesz tu. Dotykalna.
***
Jak to możliwe, że jestem tak daleko. Ukryta za ciężką zasłoną smutku duszę się z gorąca. Nie wychodzę, boję się wystawić się na cudze spojrzenia. Jakby moja skóra była tylko przezroczystą błoną, ujawniającą każdemu to, czego nie pokazuje się nikomu. Jakbym stanęła naga na środku placu w niedzielę, z każdą zbędną fałdą tłuszczu, nadmiarem włosów, szorstką skórą na tyłku. Wzbudzająca śmiech we wszystkich ubranych.
***
Nie, nie dziwię się, że szalejesz.
Zgaszę światło. Przymknę okno. Pozwolę Ci płakać i nie będę pytać, dlaczego.
Wymykasz się, uciekasz, patrzysz w oczy obcym wzrokiem. Śmiejesz się - niewesołym, złym śmiechem. Szalejesz. Stajesz się tornadem emocji, niszczycielskim, demolującym huraganem.
Nie wiem, co zrobić. Jak to przerwać.
Czekam - na pomysł, słowo, dźwięk, który stłucze szklaną bańkę i znowu będziesz tu. Dotykalna.
***
Jak to możliwe, że jestem tak daleko. Ukryta za ciężką zasłoną smutku duszę się z gorąca. Nie wychodzę, boję się wystawić się na cudze spojrzenia. Jakby moja skóra była tylko przezroczystą błoną, ujawniającą każdemu to, czego nie pokazuje się nikomu. Jakbym stanęła naga na środku placu w niedzielę, z każdą zbędną fałdą tłuszczu, nadmiarem włosów, szorstką skórą na tyłku. Wzbudzająca śmiech we wszystkich ubranych.
***
Nie, nie dziwię się, że szalejesz.
Zgaszę światło. Przymknę okno. Pozwolę Ci płakać i nie będę pytać, dlaczego.
185.
Jakby prześwieca przez Ciebie światło. To nawet ładnie wygląda. Daje pozór świętości. Poczucie, że żyjesz na pół w innym, lepszym świecie.
Wszystko nieprawda. Półprawda.
Żyjesz na pół. Na jedną czwartą. Reszta rozmywa się oderwana. Znika.
Cały wysiłek to ściągnąć Cię tutaj - z niebytu, z mgły, z rozpylenia.
Przerwać półstan istnienia.
Z całą mocą potwierdzić niepotwierdzone prawo bycia.
Wszystko nieprawda. Półprawda.
Żyjesz na pół. Na jedną czwartą. Reszta rozmywa się oderwana. Znika.
Cały wysiłek to ściągnąć Cię tutaj - z niebytu, z mgły, z rozpylenia.
Przerwać półstan istnienia.
Z całą mocą potwierdzić niepotwierdzone prawo bycia.
niedziela, 10 czerwca 2012
184.
Płaczesz. Głośno, rozdzierająco, rozpaczliwie. Zalewasz się łzami, masz czkawkę, leje Ci się z nosa. Biedna.
Przytulam Cię. Dalej płaczesz. Całą sobą, całym ciałem.
Nie możesz przestać.
"Nie wiem, czemu tak płaczę" słyszę - i czuję, jak cała się trzęsiesz. Ja wiem, kochanie.
Przytulam Cię. Dalej płaczesz. Całą sobą, całym ciałem.
Nie możesz przestać.
"Nie wiem, czemu tak płaczę" słyszę - i czuję, jak cała się trzęsiesz. Ja wiem, kochanie.
czwartek, 31 maja 2012
183.
Chodzisz delikatnie, na paluszkach. Ostrożnie, jakby po krawędzi świata.
Lekko i zwiewnie. Jak tancerka, jak motyl w słońcu.
Przerażająco. Jak linoskoczek nad przepaścią.
Nieprecyzyjny ruch i spadniesz poza. W rozpacz, przerażenie, pustkę.
Stoisz w drzwiach wspólnego świata, niepewna, z wyrazem zdziwienia na twarzy.
Jakbyś chciała zapytać, czy możesz wejść, czy naprawdę warto.
Warto. Sto razy warto.
Wejdź. Zanurz się. Poczuj.
182.
Cztery dni z Tobą, w bezpieczeństwie, w domu. W ciszy.
Jesteś.
Smutna, marudna, zmęczona, spokojna, wesoła, rozbawiona.
Jesteś.
Powoli, po kolei. Czas na płacz, czas na zabawę. Czas na życie.
Jesteś.
Kochana.
niedziela, 6 maja 2012
181.
Tylu rzeczy musisz się jeszcze nauczyć.
Jak nie uciekać od tęsknoty, która tak boli.
Jak tęsknić, żeby tęsknota Cię nie zjadła. Co zrobić, kiedy ona szczerzy na Ciebie zęby, szarpie, tarmosi, nie puszcza. Kiedy odzywa się nagle, głośno, krzykliwie. Kiedy dolega jak bolący ząb.
Musisz się nauczyć.
A tak łatwo się męczysz, poddajesz.
Nie wiem, jak Ci pomóc.
Tęsknota i smutek są dzisiaj wspólne.
Jak nie uciekać od tęsknoty, która tak boli.
Jak tęsknić, żeby tęsknota Cię nie zjadła. Co zrobić, kiedy ona szczerzy na Ciebie zęby, szarpie, tarmosi, nie puszcza. Kiedy odzywa się nagle, głośno, krzykliwie. Kiedy dolega jak bolący ząb.
Musisz się nauczyć.
A tak łatwo się męczysz, poddajesz.
Nie wiem, jak Ci pomóc.
Tęsknota i smutek są dzisiaj wspólne.
sobota, 5 maja 2012
180.
Tęsknisz.
Teraz Ci wolno.
Wolno się zamyślić, być smutną, płakać z tej tęsknoty.
Masz powód, żeby tak bardzo tęsknić.
Tęsknisz.
Ciężko Ci. Tęsknota boli. Jej też się trzeba nauczyć.
Nie uciekaj. Przytul się.
Kochana.
Teraz Ci wolno.
Wolno się zamyślić, być smutną, płakać z tej tęsknoty.
Masz powód, żeby tak bardzo tęsknić.
Tęsknisz.
Ciężko Ci. Tęsknota boli. Jej też się trzeba nauczyć.
Nie uciekaj. Przytul się.
Kochana.
wtorek, 17 kwietnia 2012
179.
Kochaj - tak, jak kochają dzieci.
Gorąco, na zawsze i na chwilę.
Bez poświęcenia.
Niekonsekwentnie.
Z potrzeby.
Dla siebie.
Najmocniej.
Gorąco, na zawsze i na chwilę.
Bez poświęcenia.
Niekonsekwentnie.
Z potrzeby.
Dla siebie.
Najmocniej.
178.
Czasem wyglądasz jak dziecko przyklejone do wystawy. Jakbyś próbowała dotknąć czegoś za grubą szybą. Masz takie smutne oczy.
Czasem wyglądasz jak więzień zamknięty za murem. Jakbyś straciła nadzieję, że można wyjść albo że ktoś może tam wejść. Wtedy masz puste oczy. Martwe.
Szyba i mur, kolczasty żywopłot - w Twoim umyśle. W Twoim sercu. W Tobie.
Głęboko zakorzenione, oparte na solidnych fundamentach.
Twój sposób postrzegania świata.
Wyuczony ze wzroku unikającego kontaktu, ze słów wypowiadanych ponad Tobą, z czterech ścian Twojego pokoju i wlokących się boleśnie pustych godzin.
Trudno Ci uwierzyć, że świat na zewnątrz jest lepszy, że to, za czym tęsknisz istnieje, że nie jest bajką, zmyśloną historyjką. Że można przeglądać się w czyiś oczach więcej niż raz.
Wrośnięty korzeń boli. Bardzo. Ale jest dotykalny, stały, znajomy. Poza nim jest niewiadome.
Czasem wyglądasz jak więzień zamknięty za murem. Jakbyś straciła nadzieję, że można wyjść albo że ktoś może tam wejść. Wtedy masz puste oczy. Martwe.
Szyba i mur, kolczasty żywopłot - w Twoim umyśle. W Twoim sercu. W Tobie.
Głęboko zakorzenione, oparte na solidnych fundamentach.
Twój sposób postrzegania świata.
Wyuczony ze wzroku unikającego kontaktu, ze słów wypowiadanych ponad Tobą, z czterech ścian Twojego pokoju i wlokących się boleśnie pustych godzin.
Trudno Ci uwierzyć, że świat na zewnątrz jest lepszy, że to, za czym tęsknisz istnieje, że nie jest bajką, zmyśloną historyjką. Że można przeglądać się w czyiś oczach więcej niż raz.
Wrośnięty korzeń boli. Bardzo. Ale jest dotykalny, stały, znajomy. Poza nim jest niewiadome.
czwartek, 12 kwietnia 2012
177.
Kocham Cię!
Przygarniam.
Przyjmuję.
Twoją kruchość, delikatność.
To, że boisz się rzeczy, o których inni nawet nie pomyślą, że dotykają Cię słowa, na które nikt inny nie zwraca uwagi, że przypadkowe gesty, drobne zaniedbania doprowadzają Cię do łez.
To, że łatwo zburzyć Twój spokój, zachwiać Twoją pewnością, podkopać zaufanie a tak trudno odbudować.
To, że brak czułego gestu jest dla Ciebie jak wbicie sztyletu, że chłodne spojrzenie jak kopniak, niedotrzymana obietnica jak wykręcenie ręki, niewysłuchanie jak oblanie wrzątkiem.
Kocham Cię!
Nie chcę myśleć, że tej słabości trzeba się pozbyć, dla Twojego dobra, żebyś nie była gorsza, nienormalna. Nie jesteś.
To tylko w mojej głowie obija się przekonanie, że wartością jest siła i odporność, że tylko tacy zostają bohaterami.
Kocham Cię.
Przygarniam.
Przyjmuję.
Twoją kruchość, delikatność.
To, że boisz się rzeczy, o których inni nawet nie pomyślą, że dotykają Cię słowa, na które nikt inny nie zwraca uwagi, że przypadkowe gesty, drobne zaniedbania doprowadzają Cię do łez.
To, że łatwo zburzyć Twój spokój, zachwiać Twoją pewnością, podkopać zaufanie a tak trudno odbudować.
To, że brak czułego gestu jest dla Ciebie jak wbicie sztyletu, że chłodne spojrzenie jak kopniak, niedotrzymana obietnica jak wykręcenie ręki, niewysłuchanie jak oblanie wrzątkiem.
Kocham Cię!
Nie chcę myśleć, że tej słabości trzeba się pozbyć, dla Twojego dobra, żebyś nie była gorsza, nienormalna. Nie jesteś.
To tylko w mojej głowie obija się przekonanie, że wartością jest siła i odporność, że tylko tacy zostają bohaterami.
Kocham Cię.
niedziela, 8 kwietnia 2012
176.
Czy mnie kochasz?
Czy bardzo mnie kochasz?
Czy na pewno mnie kochasz?
Czy naprawdę mnie kochasz?
Ale naprawdę?
Na zawsze?
Wciąż i wciąż, i wciąż - to samo pytanie.
Co dziennie od nowa.
Pytasz jeszcze zanim się obudzisz. Zanim otworzysz oczy.
Pytasz oddechem, trzepotaniem rzęs we śnie.
Pytasz każdym krokiem, prawie niewidocznym zatrzymaniem ręki w geście.
Pytanie masz w każdym spojrzeniu, nawet w głośnym śmiechu.
Żyjesz zawieszona od odpowiedzi do odpowiedzi.
Jakby stale gotowa zniknąć.
Kocham Cię.
Czy bardzo mnie kochasz?
Czy na pewno mnie kochasz?
Czy naprawdę mnie kochasz?
Ale naprawdę?
Na zawsze?
Wciąż i wciąż, i wciąż - to samo pytanie.
Co dziennie od nowa.
Pytasz jeszcze zanim się obudzisz. Zanim otworzysz oczy.
Pytasz oddechem, trzepotaniem rzęs we śnie.
Pytasz każdym krokiem, prawie niewidocznym zatrzymaniem ręki w geście.
Pytanie masz w każdym spojrzeniu, nawet w głośnym śmiechu.
Żyjesz zawieszona od odpowiedzi do odpowiedzi.
Jakby stale gotowa zniknąć.
Kocham Cię.
środa, 4 kwietnia 2012
175.
Kocham Cię, kiedy się boisz.
Kocham Cię, kiedy jesteś taka napięta, że aż drżysz.
Kocham Cię, kiedy chwiejesz się nad przepaścią histerii.
Kocham Cię, kiedy tam wpadasz.
Kocham Cię, kiedy walczysz, żeby się stamtąd wydobyć i kiedy zsuwasz się głębiej.
Kocham Cię, kiedy przegrywasz i kiedy się poddajesz.
Kocham Cię, kiedy zwyciężasz.
Kocham Cię - tutaj, w świecie pękniętym, złamanym, prawdziwym i pięknym.
Kocham Cię, kiedy jesteś taka napięta, że aż drżysz.
Kocham Cię, kiedy chwiejesz się nad przepaścią histerii.
Kocham Cię, kiedy tam wpadasz.
Kocham Cię, kiedy walczysz, żeby się stamtąd wydobyć i kiedy zsuwasz się głębiej.
Kocham Cię, kiedy przegrywasz i kiedy się poddajesz.
Kocham Cię, kiedy zwyciężasz.
Kocham Cię - tutaj, w świecie pękniętym, złamanym, prawdziwym i pięknym.
wtorek, 3 kwietnia 2012
174.
Czułość Cię tworzy.
Stajesz się widzialna pod delikatnym dotknięciem. Zarysowuje się Twój kształt, wyłania z mgły, z mroku.
Tylko tak można Cię odkryć. Łagodnie i w skupieniu.
Potrzebujesz oczu wpatrzonych w Ciebie, dłoni wsłuchanych, cichego śmiechu.
Wezbranych uczuć, które wypłyną jakby w nadmiarze, obmyją Cię aż zalśnisz w słońcu.
Źródła wody żywej.
Stajesz się widzialna pod delikatnym dotknięciem. Zarysowuje się Twój kształt, wyłania z mgły, z mroku.
Tylko tak można Cię odkryć. Łagodnie i w skupieniu.
Potrzebujesz oczu wpatrzonych w Ciebie, dłoni wsłuchanych, cichego śmiechu.
Wezbranych uczuć, które wypłyną jakby w nadmiarze, obmyją Cię aż zalśnisz w słońcu.
Źródła wody żywej.
niedziela, 1 kwietnia 2012
173.
Kocham Cię!
Bardzo.
Twoja miłość jest miłością dziecka.
Jest potrzebą opieki, jedzenia, bezpieczeństwa. Ciepła, zapachu, bicia serca. Wspólnego śmiechu, przytulenia, pocałunków.
Kochasz, bo pozwalasz się karmić, dotykać, bo płaczesz, kiedy czegoś chcesz. Kochasz, kiedy się śmiejesz, patrzysz w oczy, wkładasz palce we włosy. Kiedy opierasz głowę na ramieniu, przytulasz policzek do policzka.
Kochasz, kiedy ufasz.
Niech nikt nie waży się oczekiwać od Ciebie więcej.
To Twoja pora powiewu wiatru w ogrodzie Eden.
Bardzo.
Twoja miłość jest miłością dziecka.
Jest potrzebą opieki, jedzenia, bezpieczeństwa. Ciepła, zapachu, bicia serca. Wspólnego śmiechu, przytulenia, pocałunków.
Kochasz, bo pozwalasz się karmić, dotykać, bo płaczesz, kiedy czegoś chcesz. Kochasz, kiedy się śmiejesz, patrzysz w oczy, wkładasz palce we włosy. Kiedy opierasz głowę na ramieniu, przytulasz policzek do policzka.
Kochasz, kiedy ufasz.
Niech nikt nie waży się oczekiwać od Ciebie więcej.
To Twoja pora powiewu wiatru w ogrodzie Eden.
sobota, 31 marca 2012
172.
Tak bardzo potrzebujesz mieć kogoś obok, nie być sama w najbardziej dotykalny sposób. Chcesz czuć obecność całą sobą, chcesz, żeby ta obecność była oczywista, niezaprzeczalna, ogarniająca. Dotykalna gwarancja bezpieczeństwa.
Przytulam Cię.
Chcesz jeszcze i jeszcze, i znowu. Nie pozwalasz odejść.
Płaczesz. To żywe wspomnienie godzin pustki i lęku, powoli mijających minut i rozczarowania wyczekiwanym.
Płaczesz i wyrywasz się, odpychasz.
Trudno Cię przekonać. Trudno wyrwać tę trującą roślinę, okiełznać jej pędy. Oplata Cię, nie pozwala się rozwijać, zabiera światło i życie.
Przytulam Cię. Mocno.
Przytulam Cię.
Chcesz jeszcze i jeszcze, i znowu. Nie pozwalasz odejść.
Płaczesz. To żywe wspomnienie godzin pustki i lęku, powoli mijających minut i rozczarowania wyczekiwanym.
Płaczesz i wyrywasz się, odpychasz.
Trudno Cię przekonać. Trudno wyrwać tę trującą roślinę, okiełznać jej pędy. Oplata Cię, nie pozwala się rozwijać, zabiera światło i życie.
Przytulam Cię. Mocno.
środa, 28 marca 2012
171.
Zaniedbałam Cię. Odsunęłam. Byłam nieobecna.
Teraz się mścisz. Potrafisz to zrobić.
Niszczysz.
Nie ogarniam. Przyzwalam. Pogrążam się w chaosie razem z Tobą.
Może to też stanie się drogą?
Nie królewską. Błądzącą.
Grząską drogą przez bagno. Brudną. Nie tryumfalną.
Drogą bycia z Tobą. Jedyną w takim czasie. Jedyną nie-walką.
Kocham Cię!
Teraz się mścisz. Potrafisz to zrobić.
Niszczysz.
Nie ogarniam. Przyzwalam. Pogrążam się w chaosie razem z Tobą.
Może to też stanie się drogą?
Nie królewską. Błądzącą.
Grząską drogą przez bagno. Brudną. Nie tryumfalną.
Drogą bycia z Tobą. Jedyną w takim czasie. Jedyną nie-walką.
Kocham Cię!
wtorek, 27 marca 2012
170.
Kiedyś....
Twoje oczy nie znalazły kochających oczu do patrzenia...
Twoje wyciągnięte ręce ktoś niecierpliwie odsunął...
Twoje zaczepne gaworzenie wywołało rozdrażnienie...
Twój śmiech uciszono znużonym westchnieniem...
Teraz
uciekasz wzrokiem
unikasz objęć
drażnią Cię słowa, męczy konieczność odpowiadania
patrzysz zdziwiona i nie wiesz, z czego śmieją się ludzie obok
Przytulam Cię
tylko trochę
małymi kroczkami
Twoje oczy nie znalazły kochających oczu do patrzenia...
Twoje wyciągnięte ręce ktoś niecierpliwie odsunął...
Twoje zaczepne gaworzenie wywołało rozdrażnienie...
Twój śmiech uciszono znużonym westchnieniem...
Teraz
uciekasz wzrokiem
unikasz objęć
drażnią Cię słowa, męczy konieczność odpowiadania
patrzysz zdziwiona i nie wiesz, z czego śmieją się ludzie obok
Przytulam Cię
tylko trochę
małymi kroczkami
czwartek, 22 marca 2012
169.
Dzieci też mogą być zmęczone. Bardzo, bardzo zmęczone.
Wczorajsze osiągnięcie to duży wysiłek.
Dzisiaj przyszła porażka.
Zlekceważyłam Twoje zmęczenie. Zlekceważyłam dzisiejsze niepokoje i lęki.
Nie utuliłam, nie ogrzałam.
Dałam się nabrać na twój wilczy apetyt. Nie chciało mi się walczyć. Pozwoliłam.
Jesteś zła na mnie. Czujesz się samotna i bezradna, zagubiona.
Przepraszam!
Kocham Cię!
Wczorajsze osiągnięcie to duży wysiłek.
Dzisiaj przyszła porażka.
Zlekceważyłam Twoje zmęczenie. Zlekceważyłam dzisiejsze niepokoje i lęki.
Nie utuliłam, nie ogrzałam.
Dałam się nabrać na twój wilczy apetyt. Nie chciało mi się walczyć. Pozwoliłam.
Jesteś zła na mnie. Czujesz się samotna i bezradna, zagubiona.
Przepraszam!
Kocham Cię!
168.
Wczoraj nauczyłaś się czegoś ważnego.
Możesz być sama. Trochę. Możesz być źle zrozumiana. Trochę.
Świat się nie skończył.
Zaszkliły Ci się oczy, zawirowała ziemia pod nogami i...
... i okazało się, że masz w środku całkiem spore młode drzewko. Obecność.
Możesz się oprzeć, przytulić. Poczuć bezpiecznie.
Zatrzymać lawinę skojarzeń i uczuć.
Na jakiś czas.
Pierwszy krok. Duży.
Możesz być sama. Trochę. Możesz być źle zrozumiana. Trochę.
Świat się nie skończył.
Zaszkliły Ci się oczy, zawirowała ziemia pod nogami i...
... i okazało się, że masz w środku całkiem spore młode drzewko. Obecność.
Możesz się oprzeć, przytulić. Poczuć bezpiecznie.
Zatrzymać lawinę skojarzeń i uczuć.
Na jakiś czas.
Pierwszy krok. Duży.
wtorek, 20 marca 2012
167.
Przedwiośnie. Jesteś taka niespokojna. Rozglądasz się, jakbyś nie rozumiała, co się dzieje. Płaczesz. Na ulicy zatykasz uszy rękami. Rano nie chcesz wstać, chowasz głowę pod kołdrą, kiedy za oknem słychać ptaki. Złościsz się na szczekające psy.
Rozdrażniona i zmęczona nie możesz zasnąć.
Czy przeczuwasz, że za chwilę wszystko wokół wybuchnie nowym życiem?
Czy się boisz tego nowego, nieznanego?
A może boisz się, że jesteś ziarnem, które nie wykiełkuje?
Nie umiesz tego nazwać, jesteś częścią świata wokół siebie. Świata w przededniu przemiany. Świata na chwilę przed przebudzeniem.
Przytul się, schowaj, nabierz siły aż przyjdzie właściwy moment - jak cebulka krokusa ukryta w ziemi. Nikt Cię nie pogania.
Rozdrażniona i zmęczona nie możesz zasnąć.
Czy przeczuwasz, że za chwilę wszystko wokół wybuchnie nowym życiem?
Czy się boisz tego nowego, nieznanego?
A może boisz się, że jesteś ziarnem, które nie wykiełkuje?
Nie umiesz tego nazwać, jesteś częścią świata wokół siebie. Świata w przededniu przemiany. Świata na chwilę przed przebudzeniem.
Przytul się, schowaj, nabierz siły aż przyjdzie właściwy moment - jak cebulka krokusa ukryta w ziemi. Nikt Cię nie pogania.
poniedziałek, 19 marca 2012
166.
Kiedy jesteś sama, zanurzasz się we wspomnienia.
Rozpamiętujesz dotyk, dźwięk zapach. Odtwarzasz w pamięci. Tworzysz w wyobraźni.
To dobrze.
Nie gonisz za nieistniejącym.
Dotykasz konkretu, który na zawsze nosisz w sobie.
Prawdziwy
Rozpamiętujesz dotyk, dźwięk zapach. Odtwarzasz w pamięci. Tworzysz w wyobraźni.
To dobrze.
Nie gonisz za nieistniejącym.
Dotykasz konkretu, który na zawsze nosisz w sobie.
Prawdziwy
165.
W swój pośpiech, w swoją niecierpliwość wciągnęłam Ciebie.
Postawiłam zadania. Ustawiłam na starcie i wyznaczyłam trasę. Oczekuję wyników.
Niby rozsądnie, prawda?
Wymykasz mi się. Uciekasz. Stajesz nieuchwytna jak mgła. Przeciekasz jak woda przez palce.
Zatraciłam się w szukaniu najlepszego sposobu zmiany, skutecznej drogi do spektakularnych efektów.
W słusznej sprawie, prawda?
Zawęziłam bycie do podwóreczka o powierzchni znaczka pocztowego. Z leżaczkiem i grillem dla krasnoludków.
Razem ze swoją zabrałam Twoją przestrzeń bycia. Zawinęłam niebo w chusteczkę, zamknęłam wiatr w słoiczku, przydadzą się do rozwojowej wyklejanki na temat.
Błądzę, ale Cię kocham.
Postawiłam zadania. Ustawiłam na starcie i wyznaczyłam trasę. Oczekuję wyników.
Niby rozsądnie, prawda?
Wymykasz mi się. Uciekasz. Stajesz nieuchwytna jak mgła. Przeciekasz jak woda przez palce.
Zatraciłam się w szukaniu najlepszego sposobu zmiany, skutecznej drogi do spektakularnych efektów.
W słusznej sprawie, prawda?
Zawęziłam bycie do podwóreczka o powierzchni znaczka pocztowego. Z leżaczkiem i grillem dla krasnoludków.
Razem ze swoją zabrałam Twoją przestrzeń bycia. Zawinęłam niebo w chusteczkę, zamknęłam wiatr w słoiczku, przydadzą się do rozwojowej wyklejanki na temat.
Błądzę, ale Cię kocham.
164.
Nie mam siły.
Dzisiaj już tak zupełnie.
Jestem zmęczona walką.
Czuwaniem. Czujnością. Wymyślaniem. Zgadywaniem. Dociekaniem. Szukaniem.
Dałam się zagonić. Wciągnąć w wyścig. Wrobić w porównywanie.
Pośpiech. Efekty. Bo przecież za chwilę już będzie za późno.
Zapomniałam być.
Dzisiaj już tak zupełnie.
Jestem zmęczona walką.
Czuwaniem. Czujnością. Wymyślaniem. Zgadywaniem. Dociekaniem. Szukaniem.
Dałam się zagonić. Wciągnąć w wyścig. Wrobić w porównywanie.
Pośpiech. Efekty. Bo przecież za chwilę już będzie za późno.
Zapomniałam być.
niedziela, 18 marca 2012
162.
Nie mam siły.
Twoja energia mnie wykańcza.
Jak to możliwe - być tak żywotnym i tak destrukcyjnym jednocześnie?
Strzelasz na oślep.
Próbuję Cię nauczyć właściwie adresować gniew. Bronić się zamiast atakować. Skutecznie się bronić.
Najpierw muszę obronić Ciebie przed Tobą.
To trudne. Wymaga siły i pomysłowości.
Twoja energia mnie wykańcza.
Jak to możliwe - być tak żywotnym i tak destrukcyjnym jednocześnie?
Strzelasz na oślep.
Próbuję Cię nauczyć właściwie adresować gniew. Bronić się zamiast atakować. Skutecznie się bronić.
Najpierw muszę obronić Ciebie przed Tobą.
To trudne. Wymaga siły i pomysłowości.
162.
Krzywdzisz siebie. Nie masz dość siły, żeby przestać. Nie masz wystarczającej motywacji, żeby o siebie walczyć. To nie Twoje zadanie.
Moje.
Próbuję. Staram się. Często mi się nie udaje. Daję się przechytrzyć, wykiwać. Czasem odpuszczam - ze złością, ze smutkiem, z bezradnością.
Kocham Cię.
Moje.
Próbuję. Staram się. Często mi się nie udaje. Daję się przechytrzyć, wykiwać. Czasem odpuszczam - ze złością, ze smutkiem, z bezradnością.
Kocham Cię.
piątek, 16 marca 2012
161.
Kocham Cię, kiedy mnie wkurzasz.
Kocham Cię, kiedy dezorganizujesz mi dzień, kiedy się upierasz, buntujesz, masz dziwne zachcianki.
Kocham Cię, kiedy nie daję sobie z Tobą rady.
Kocham Cię, kiedy sobie szkodzisz i kiedy nie umiem Cię przed tym powstrzymać.
Kocham Cię.
Kocham Cię i widzę, z jakim trudem to przyjmujesz, z jakim wysiłkiem przyzwyczajasz się do tego.
Kocham Cię, kiedy dezorganizujesz mi dzień, kiedy się upierasz, buntujesz, masz dziwne zachcianki.
Kocham Cię, kiedy nie daję sobie z Tobą rady.
Kocham Cię, kiedy sobie szkodzisz i kiedy nie umiem Cię przed tym powstrzymać.
Kocham Cię.
Kocham Cię i widzę, z jakim trudem to przyjmujesz, z jakim wysiłkiem przyzwyczajasz się do tego.
czwartek, 15 marca 2012
160.
Patrzę na Ciebie dzisiaj i widzę, czuję, jaka jesteś dumna, że jesteś kochana.
Rośniesz. Zapuszczasz korzenie w miłości.
Na razie jak storczyk - przyczepiony do pnia, nie zdolny samodzielnie czerpać wodę. Delikatny i piękny, zależny.
Kiedyś będziesz umiała, kiedyś znajdziesz swoje miejsce. Kiedyś staniesz się drzewem.
Przytulam Cię, unoszę w ramionach.
Jesteś taka kochana.
Rośniesz. Zapuszczasz korzenie w miłości.
Na razie jak storczyk - przyczepiony do pnia, nie zdolny samodzielnie czerpać wodę. Delikatny i piękny, zależny.
Kiedyś będziesz umiała, kiedyś znajdziesz swoje miejsce. Kiedyś staniesz się drzewem.
Przytulam Cię, unoszę w ramionach.
Jesteś taka kochana.
środa, 14 marca 2012
159.
Nie wiesz, co się z Tobą dzieje. Złościsz się, płaczesz. Wszystko wydaje się nudne, niewygodne, nie-takie.
Tęsknisz.
Nie umiesz nazwać tego dziwnego niezadowolenia, tego pustego miejsca w Tobie, głodu, który nie mija po kolacji i nawet po kawałku ciasta z czekoladą.
Tęsknisz.
Kocham Cię!
Tęsknisz.
Nie umiesz nazwać tego dziwnego niezadowolenia, tego pustego miejsca w Tobie, głodu, który nie mija po kolacji i nawet po kawałku ciasta z czekoladą.
Tęsknisz.
Kocham Cię!
poniedziałek, 12 marca 2012
158.
Smutek, smutek, smutek.
Pochmurny dzień, ciemny. Deszcz stukający o parapet. Podniesione głosy za ścianą. Sztuczne światło.
Przytulam Cię, może poczujesz się na tyle bezpiecznie, że łzy popłyną. Drżysz. Kołyszę Cię. To Ty musisz być przekonana, że nie zatoniesz.
Pochmurny dzień, ciemny. Deszcz stukający o parapet. Podniesione głosy za ścianą. Sztuczne światło.
Przytulam Cię, może poczujesz się na tyle bezpiecznie, że łzy popłyną. Drżysz. Kołyszę Cię. To Ty musisz być przekonana, że nie zatoniesz.
niedziela, 11 marca 2012
157.
Kocham Cię.
Dzisiaj to boli. Wściekłość. Lęk. Wściekłość.
Miotasz się zalewana na zmianę smutkiem i złością, wrzeszczysz, jesteś przerażona. Walczę - nie z Tobą, walczę z oceanem, z tsunami, z nieprzejednaną masą skłębionych uczuć w Tobie.
Moje ramiona są zbyt wątłe, za szybko się męczę. Zostajesz sama wobec żywiołu.
Żal mi Ciebie, tak strasznie.
Mogę dać Ci tylko wąski skraweczek suchego gruntu pod nogami. Na chwilę się na nim opierasz i znowu toniesz.
Próbuję Cię ratować, nieporadnie, rozpaczliwie, wpadam w tę samą wodę.
Mam dość.
Kocham Cię!
Dzisiaj to boli. Wściekłość. Lęk. Wściekłość.
Miotasz się zalewana na zmianę smutkiem i złością, wrzeszczysz, jesteś przerażona. Walczę - nie z Tobą, walczę z oceanem, z tsunami, z nieprzejednaną masą skłębionych uczuć w Tobie.
Moje ramiona są zbyt wątłe, za szybko się męczę. Zostajesz sama wobec żywiołu.
Żal mi Ciebie, tak strasznie.
Mogę dać Ci tylko wąski skraweczek suchego gruntu pod nogami. Na chwilę się na nim opierasz i znowu toniesz.
Próbuję Cię ratować, nieporadnie, rozpaczliwie, wpadam w tę samą wodę.
Mam dość.
Kocham Cię!
sobota, 10 marca 2012
156.
Kocham Cię.
Kocham Cię - tę jędzę, która histeryzuje, wrzeszczy, buntuje się, zacina w uporze, w gniewie. Kocham Cię agresywną i nielogiczną, nieopanowaną.
Kocham Cię, kiedy to co robisz, jest złe, kiedy przynosi ból.
Kocham Cię, kiedy nie mogę Cię opanować.
Kocham Cię, kiedy ponoszę porażkę, kiedy nie mogę uchronić od zła - Ciebie samej i innych.
Kocham Cię, kiedy nienawidzę Twojego zachowania.
Kocham Cię!
Kocham Cię - tę jędzę, która histeryzuje, wrzeszczy, buntuje się, zacina w uporze, w gniewie. Kocham Cię agresywną i nielogiczną, nieopanowaną.
Kocham Cię, kiedy to co robisz, jest złe, kiedy przynosi ból.
Kocham Cię, kiedy nie mogę Cię opanować.
Kocham Cię, kiedy ponoszę porażkę, kiedy nie mogę uchronić od zła - Ciebie samej i innych.
Kocham Cię, kiedy nienawidzę Twojego zachowania.
Kocham Cię!
czwartek, 8 marca 2012
155.
Patrzysz w niebo i marzysz o lataniu.
Oczy robią Ci się duże, cała się rozpromieniasz, rośniesz.
Nadchodzi zmierzch, ciemność i chłód.
Znowu jesteś maleńka i przestraszona.
Przytulam Cię i niosę do domu.
Śpiewam Ci, oswajam noc.
Zasypiasz.
Jestem taka zmęczona.
Oczy robią Ci się duże, cała się rozpromieniasz, rośniesz.
Nadchodzi zmierzch, ciemność i chłód.
Znowu jesteś maleńka i przestraszona.
Przytulam Cię i niosę do domu.
Śpiewam Ci, oswajam noc.
Zasypiasz.
Jestem taka zmęczona.
środa, 7 marca 2012
154.
Wracamy ze spaceru. Lekko mroźny dzień, z zapowiedzią wiosny w tle.
Chciałaś zostać, iść jeszcze i jeszcze, dalej...
Teraz jesteś zmęczona, głodna, marudzisz, potrzebujesz mnie.
Nie mam czasu, obowiązki czekają, nie da się ich odłożyć, przesunąć.
Nie rozumiesz. Domagasz się mojej obecności, uwagi, zabawy.
Przekupuję Cię precelkiem, deserkiem, czekoladą - jak zwykle.
Bierzesz i marudzisz o jeszcze.
Uczę Cię zapełniać pustkę jedzeniem.
To z poczucia winy, zmęczenia, ciśnienia na doskonałość.
Nie rozumiem, że Ty nie zawsze będziesz zadowolona i radosna.
Marudzenie i brak też są częścią życia.
Chciałaś zostać, iść jeszcze i jeszcze, dalej...
Teraz jesteś zmęczona, głodna, marudzisz, potrzebujesz mnie.
Nie mam czasu, obowiązki czekają, nie da się ich odłożyć, przesunąć.
Nie rozumiesz. Domagasz się mojej obecności, uwagi, zabawy.
Przekupuję Cię precelkiem, deserkiem, czekoladą - jak zwykle.
Bierzesz i marudzisz o jeszcze.
Uczę Cię zapełniać pustkę jedzeniem.
To z poczucia winy, zmęczenia, ciśnienia na doskonałość.
Nie rozumiem, że Ty nie zawsze będziesz zadowolona i radosna.
Marudzenie i brak też są częścią życia.
poniedziałek, 5 marca 2012
153.
Najpiękniejsze na świecie:
twój nos wtulony w szyję,
twój policzek przytulony do policzka,
twój oddech uspokojony biciem serca.
Największe szczęście:
twoje oczy znajdujące odpowiedź na niezadane pytanie - to najważniejsze na świecie.
twój nos wtulony w szyję,
twój policzek przytulony do policzka,
twój oddech uspokojony biciem serca.
Największe szczęście:
twoje oczy znajdujące odpowiedź na niezadane pytanie - to najważniejsze na świecie.
niedziela, 4 marca 2012
152.
Przytulona, przygarnięta, nakarmiona.
Jak kot w słońcu. Spokojna, senna, giętka.
Rozkoszna.
Wzruszająca.
Szczęśliwa.
To nie trwa wiecznie.
Mija, ale okruch ciepła i światła
zostanie w Tobie na zawsze.
Jak kot w słońcu. Spokojna, senna, giętka.
Rozkoszna.
Wzruszająca.
Szczęśliwa.
To nie trwa wiecznie.
Mija, ale okruch ciepła i światła
zostanie w Tobie na zawsze.
piątek, 2 marca 2012
151.
Kocham Cię, kiedy zachowujesz się tak bardzo emocjonalnie, tak nielogicznie, niekonsekwentnie. Kiedy zapominasz, kiedy nie słuchasz.
Kocham Cię, kiedy się mylisz, plączesz, gubisz. Kiedy nie rozumiesz, nie wiesz.
Kocham Cię, kiedy plącze Ci się język, mylą głoski, kiedy się jąkasz i seplenisz.
Kocham Cię, kiedy jesteś taka nieperfekcyjna, taka zwyczajna.
Kocham Cię!
Kocham Cię, kiedy się mylisz, plączesz, gubisz. Kiedy nie rozumiesz, nie wiesz.
Kocham Cię, kiedy plącze Ci się język, mylą głoski, kiedy się jąkasz i seplenisz.
Kocham Cię, kiedy jesteś taka nieperfekcyjna, taka zwyczajna.
Kocham Cię!
niedziela, 26 lutego 2012
150.
Czasem płacz pomaga. Rozładowuje.
Jesteś teraz zmęczona, senna, ale spokojna, odprężona.
Wiem, pieką Cię oczy i pewnie boli głowa, trochę marudzisz, ale to minie.
Mogę Cię przytulić, głaskać aż zaśniesz.
Kochanie
Jesteś teraz zmęczona, senna, ale spokojna, odprężona.
Wiem, pieką Cię oczy i pewnie boli głowa, trochę marudzisz, ale to minie.
Mogę Cię przytulić, głaskać aż zaśniesz.
Kochanie
149.
Jesteś taka krucha, tak łatwo zburzyć w Tobie sens istnienia.
Wystarczy obojętne spojrzenie, brak uśmiechu, brak słowa. Zwijasz się w środku, nikniesz. Masz łzy w oczach.
Na zewnątrz nic się nie stało. W środku zawalił się świat. Ziemia się zatrzęsła i rozwarła w przepaść. Spadasz w rozpacz, bezradnie, oszołomiona. Woda wystąpiła z brzegów, ogarnęły Cię nieprzebrane fale smutku. Powiał wiatr i rozmiótł Twoje istnienie jak górkę piasku.
Przytul się, mocno, długo, aż nabierzesz kolorów, przestaniesz być przezroczysta.
Kochanie.
Wystarczy obojętne spojrzenie, brak uśmiechu, brak słowa. Zwijasz się w środku, nikniesz. Masz łzy w oczach.
Na zewnątrz nic się nie stało. W środku zawalił się świat. Ziemia się zatrzęsła i rozwarła w przepaść. Spadasz w rozpacz, bezradnie, oszołomiona. Woda wystąpiła z brzegów, ogarnęły Cię nieprzebrane fale smutku. Powiał wiatr i rozmiótł Twoje istnienie jak górkę piasku.
Przytul się, mocno, długo, aż nabierzesz kolorów, przestaniesz być przezroczysta.
Kochanie.
sobota, 25 lutego 2012
148.
Taka jesteś słaba i poobijana. Smutna. Wyczerpana. Niespokojna.
Trudno mi nie odwrócić wzroku, nie uciec. Trudno widzieć Cię taką.
Wolałabym udawać, że jesteś radosna i silna, zdrowa i tylko czasem trafia się zły dzień. Nieprawda.
Próbuję Cię utulić i chce mi się płakać.
Nie mogę poddać się bezsilności, beznadziei, poczuciu porażki, zmęczeniu. Nie teraz. Wierzę.
Kocham Cię, skarbie.
Trudno mi nie odwrócić wzroku, nie uciec. Trudno widzieć Cię taką.
Wolałabym udawać, że jesteś radosna i silna, zdrowa i tylko czasem trafia się zły dzień. Nieprawda.
Próbuję Cię utulić i chce mi się płakać.
Nie mogę poddać się bezsilności, beznadziei, poczuciu porażki, zmęczeniu. Nie teraz. Wierzę.
Kocham Cię, skarbie.
147.
Kocham Cię. Właśnie dałaś mi zdrowo popalić.
Uległam Ci. Wrzeszczałam a potem pozwoliłam Ci robić, co chciałaś, a chciałaś zanurzyć się w destrukcję.
Przepraszam, kochanie.
Kiedyś się nauczę, po trochę. Będę Cię chronić. Stanowczo. Skutecznie. Nauczę Cię, jak poczuć się bezpiecznie. Jak okiełznać niezrozumiałe emocje, jak się wtulić i je przeżyć. Obiecuję. Kocham Cię, bardzo. Niedoskonale. Mój skarbie.
Uległam Ci. Wrzeszczałam a potem pozwoliłam Ci robić, co chciałaś, a chciałaś zanurzyć się w destrukcję.
Przepraszam, kochanie.
Kiedyś się nauczę, po trochę. Będę Cię chronić. Stanowczo. Skutecznie. Nauczę Cię, jak poczuć się bezpiecznie. Jak okiełznać niezrozumiałe emocje, jak się wtulić i je przeżyć. Obiecuję. Kocham Cię, bardzo. Niedoskonale. Mój skarbie.
piątek, 24 lutego 2012
146.
Kocham Cię - kiedy jesteś nieznośna, marudzisz, płaczesz, obrażasz, wymuszasz, stawiasz na swoim, robisz głupoty.
Kocham Cię - kiedy zupełnie nie mogę Cię okiełznać, kiedy się awanturujesz, wściekasz.
Kocham Cię - kiedy mnie martwisz, kiedy boję się Twojego zachowania.
Kocham Cię - kiedy ma Cię dość.
Kocham Cię.
Kocham Cię - kiedy zupełnie nie mogę Cię okiełznać, kiedy się awanturujesz, wściekasz.
Kocham Cię - kiedy mnie martwisz, kiedy boję się Twojego zachowania.
Kocham Cię - kiedy ma Cię dość.
Kocham Cię.
środa, 22 lutego 2012
145.
Dzisiaj najważniejsze to, że jesteś moim skarbem.
Reszta nieważna.
Okiełznanie, wychowanie, prostowanie, poprawianie - to zaraz potem.
Najpierw i zawsze - jesteś moim skarbem. Królewną myszką.
Reszta nieważna.
Okiełznanie, wychowanie, prostowanie, poprawianie - to zaraz potem.
Najpierw i zawsze - jesteś moim skarbem. Królewną myszką.
wtorek, 21 lutego 2012
144.
Moje kochane maleństwo!
Znowu się rodzisz - ze wspomnień, z przytulenia, z miłości, z przebaczenia, z marzeń, z ciszy i ze słów, z pracy i z nic nie robienia, z bycia i po prostu, dzisiaj.
kocham Cię!
Znowu się rodzisz - ze wspomnień, z przytulenia, z miłości, z przebaczenia, z marzeń, z ciszy i ze słów, z pracy i z nic nie robienia, z bycia i po prostu, dzisiaj.
kocham Cię!
czwartek, 2 lutego 2012
143.
Ty nie pozwalasz zaspokoić Twoich potrzeb.
Muszę o to walczyć z Tobą.
Potrzebuję bardzo dużo siły, wytrwałości, konsekwencji, stanowczości - żebyś poszła spać, żebyś zjadła, żebyś przestała jeść, żebyś nie jadła rzeczy, po których Ci niedobrze, żebyś nie marzła, żebyś dała się przytulić, pobyć razem, i o całe mnóstwo innych...
I tak śpisz za mało, jesz za mało albo za dużo, albo rzeczy, które Ci szkodzą. I tak zostajesz sama, osobna, zamknięta.
Jakbyś potrzebowała, jakbyś walczyła o prawo do nieszczęścia, frustracji, smutku, głodu.
Prawo do znanego? Jakby bezpiecznego?
Muszę o to walczyć z Tobą.
Potrzebuję bardzo dużo siły, wytrwałości, konsekwencji, stanowczości - żebyś poszła spać, żebyś zjadła, żebyś przestała jeść, żebyś nie jadła rzeczy, po których Ci niedobrze, żebyś nie marzła, żebyś dała się przytulić, pobyć razem, i o całe mnóstwo innych...
I tak śpisz za mało, jesz za mało albo za dużo, albo rzeczy, które Ci szkodzą. I tak zostajesz sama, osobna, zamknięta.
Jakbyś potrzebowała, jakbyś walczyła o prawo do nieszczęścia, frustracji, smutku, głodu.
Prawo do znanego? Jakby bezpiecznego?
142.
Wyraźnie to Ty rządzisz. Stawiasz na swoim. Nie mam siły i Ci odpuszczam.
Przez chwilę jest nawet zabawnie. Swobodnie. Bez konfrontacji. Oddech.
Potem nieokiełznana destrukcja bierze górę. Szalejesz.
Tyle w Tobie złości i nienawiści, tak bardzo sobie szkodzisz.
Nie potrafię już tego powstrzymać, walczę z Tobą i przegrywam. Porażka. Płacz. Rozczarowanie. Pretensje. Smutek.
Jak ziarenka baobabów - nie można im odpuścić, kiedy są małe. Twoim sygnałom nadchodzącej destrukcji też nie. Trzeba czujności. Konsekwencji.
Nie ma już siły. Chcę odpocząć. Odpuścić to napięcie.
A tu jeszcze trzeba pozbierać konsekwencje...
Przez chwilę jest nawet zabawnie. Swobodnie. Bez konfrontacji. Oddech.
Potem nieokiełznana destrukcja bierze górę. Szalejesz.
Tyle w Tobie złości i nienawiści, tak bardzo sobie szkodzisz.
Nie potrafię już tego powstrzymać, walczę z Tobą i przegrywam. Porażka. Płacz. Rozczarowanie. Pretensje. Smutek.
Jak ziarenka baobabów - nie można im odpuścić, kiedy są małe. Twoim sygnałom nadchodzącej destrukcji też nie. Trzeba czujności. Konsekwencji.
Nie ma już siły. Chcę odpocząć. Odpuścić to napięcie.
A tu jeszcze trzeba pozbierać konsekwencje...
wtorek, 31 stycznia 2012
141.
Z takich głodnych i niespokojnych dzieci wyrastają czasem smutni filozofowie. Piszą grube książki o przyrodzonym bezsensie istnienia. Zbyt sprawnie używają myśli i słów, żeby można było ich przekonać.
Częściej z głodnych dzieci wyrastają smutni, zmęczeni, wściekli dorośli. Pchają opornie kolejne dni, coś tam robią, z kimś żyją, mają jakieś dzieci. Starzeją się właściwie od urodzenia. Ścięci chłodem zamrażają swoje otoczenie, pokrywają szronem, szarością. Nie zastanawiają się nad sensem. Nie usłyszą go, nie zobaczą, zbyt gruba mgła ich otacza.
Patrzę na Ciebie - trochę walczysz, ale Twoje oczy są takie smutne, tak często szklane i puste. Nie zrozumiesz moich słów.
Przytulam Cię, próbuję ogrzać, nakarmić, chociaż trochę. To jedyny ratunek.
Częściej z głodnych dzieci wyrastają smutni, zmęczeni, wściekli dorośli. Pchają opornie kolejne dni, coś tam robią, z kimś żyją, mają jakieś dzieci. Starzeją się właściwie od urodzenia. Ścięci chłodem zamrażają swoje otoczenie, pokrywają szronem, szarością. Nie zastanawiają się nad sensem. Nie usłyszą go, nie zobaczą, zbyt gruba mgła ich otacza.
Patrzę na Ciebie - trochę walczysz, ale Twoje oczy są takie smutne, tak często szklane i puste. Nie zrozumiesz moich słów.
Przytulam Cię, próbuję ogrzać, nakarmić, chociaż trochę. To jedyny ratunek.
niedziela, 29 stycznia 2012
140.
Szukasz - na oślep, rozpaczliwie.
Łapczywie pochłaniasz wszystko, co wpadnie Ci w ręce, próbujesz oszukać głód.
Bezskutecznie.
Potrzeba Ci bezpieczeństwa małego ssaka zasypiającego z nosem w czyimś uchu. Siły, ciepła, bicia serca, zapachu dużego zwierzęcia Twojego gatunku.
Tylko tyle.
Aż tyle.
Łapczywie pochłaniasz wszystko, co wpadnie Ci w ręce, próbujesz oszukać głód.
Bezskutecznie.
Potrzeba Ci bezpieczeństwa małego ssaka zasypiającego z nosem w czyimś uchu. Siły, ciepła, bicia serca, zapachu dużego zwierzęcia Twojego gatunku.
Tylko tyle.
Aż tyle.
139.
Stoisz sama na środku placu. Pada deszcz. Noc. Światła odbijają się w mokrych płytach pod nogami, rozszczepiają w kroplach wokół Ciebie. Woda spływa Ci z mokrej grzywki. Płaczesz? Nie, oczy masz wielkie z przerażenia, szeroko otwarte, bezradne. Czekasz na kogoś, kto zniknął. Nie przychodzi tak długo, że nie jesteś pewna, jak wygląda. Boisz się. Jeżeli go nie poznasz, jeżeli przegapisz, zostaniesz tu na zawsze. Nie będzie nadziei, nie będzie jutra, tylko puste nigdy. Może lepiej, że nikt nie nadchodzi. Przynajmniej się nie pomylisz. Czekasz w deszczu, drżysz, a noc się wydłuża.
Subskrybuj:
Posty (Atom)